Dwudniowy spływ Mekongiem na drewnianej łodzi to doświadczenie, na które decyduje się coraz więcej turystów przybywających do Laosu z Ban Houayxay lub kończących swoją podróż właśnie w tym mieście (więcej o tym, jak z Tajlandii dostać się do Ban Houayxay tutaj ->z-chiang-rai-do-laosu).
W końcu Mekong od niemal zawsze stanowił istotny środek transportu, który wykorzystywała lokalna społeczność w przewozie osób, czy ładunków.
Doświadczenie wydaje się być autentyczne – w końcu wioski ulokowane wzdłuż Mekongu nie mają za bardzo innego połączenia ze światem (nie licząc kiepskiej jakości dróg, które i tak nie wszędzie docierają), więc możemy je podziwiać jedynie z pokładu drewnianej łodzi. Ale czy warto decydować się na tak czasochłonną przeprawę?
Jak wygląda podróż?
Podróż trwa 2 dni, a każdego dnia płyniemy po około 8 godzin. Jako, że prąd rzeki jest z Ban Houayxay, startując z tej miejscowości przeprawa może zająć nieco mniej czasu niż w przeciwnym kierunku.
Łódź startuje rano, teoretycznie z Ban Houayxay wypływać powinna o 9.30 (z Luang Prabang łodzie startują planowo o 8.30). W praktyce częste są opóźnienia, a łódź potrafi ruszyć nawet po 10 choć, że wydaje się, iż wszystko jest gotowe do drogi. Mimo to nie ryzykowałabym z późniejszym przybyciem.
My płynęliśmy pierwszego dnia od około 10 do 16.30.
Teoretycznie każdy ma bilet z miejscem siedzącym, turyści raczej pilnują, by zajmować właściwe miejsca, przynajmniej pierwszego dnia. Na łodzi mamy możliwość zakupu kawy, wody i jakiś przekąsek, a ceny są niewiele większe niż na lądzie.
Przystanek w Pak Beng
Pierwszego dnia łódź dopływa do Pak Beng – jest to niewielka miejscowość, którą zamieszkuje społeczność Hmongów. W miasteczku znajdują się noclegi, kilka sklepików, bankomat oraz restauracje. Możemy zarezerwować pokój lub łóżko w hostelu wcześniej przez booking lub agodę, bądź szukać noclegu będąc już na miejscu.
Najlepiej szukać miejsca noclegowego przy porcie – to tam zlokalizowanych jest większość punktów gastronomicznych i sklepów.
Oprócz gorącego posiłku, wiele restauracji i guesthausów oferuje możliwość zrobienia kanapek na drogę na następny dzień podróży – zazwyczaj jednak musimy je zamówić dzień wcześniej. Jeśli jednak nie złożymy zamówienia, też nie ma się o co martwić. Miasteczko budzi się dość wcześnie, w związku z czym rano będziemy mogli zjeść w kilku miejscach śniadanie, bądź też kupić słodkie wypieki, czy owoce na drogę.
Warto jednak zaznaczyć, że ceny w Pak Beng są trochę większe niż w innych miejscach w Laosie.
Drugi dzień na łodzi
Następnego dnia sytuacja wygląda analogicznie. Startujemy po 10 (planowo 9.30) z portu w Pak Beng, w którym dzień wcześniej nasza podróż się zakończyła.
Miejmy na uwadze to, że drugiego dnia na łódce może pojawić się trochę więcej osób. Podczas, gdy pierwszego dnia część miejsc było wolnych, drugiego dnia ciężko było znaleźć jakiekolwiek siedzenie. Obsługa łodzi zadbała jednak o to, żeby każdy miał miejsce przerzucając część siedzeń z innych łódek.
Do Luang Prabang dopłyneliśmy około godziny 16.30.
Warto pamiętać, że przystań slowboatów znajduje się około 10 kilometrów od centrum miasta, więc zmuszeni będziemy wziąć tuk tuka. Na szczęście przejazd jest dość dobrze zorganizowany i standardowa cena biletu wynosi 40 tysięcy kipów. Zazwyczaj upychają do jednego pojazdu 15 osób (gdy jest mniej nie chcą ruszyć), więc dobrze nie wysiadać z łodzi na końcu, bo może się okazać, że cena za przejazd wzrośnie.
Czy warto?
Podróż w ten sposób obfituje w szereg pięknych, niespotykanych widoków. Poruszamy się łodzią przez górzyste, obrośnięte dżunglą tereny, co jakiś czas natrafiając na niewielkie wioski niemal całkowicie odcięte od świata, czy zwierzęta pasące się przy Mekongu. Każdy, kogo spotykamy na drodze wiedzie powolne życie, w zgodzie z cyklami natury, co może fascynować, ale i z czasem trochę nużyć.
Podróż jest monotonna, a widoki zmieniają się powoli, w związku z czym na pewno nie jest to atrakcja dla każdego.
Musimy być przygotowani na ścisk i niewygodę, bo całkiem możliwe, że w ten sposób spędzimy dużą część naszej podróży.
Na pewno podróż slowboatem da nam lepszy ogląd na to, jak na prawdę wygląda Laos niż podczas samego zwiedzania miast.
W końcu zdecydowaną większość tego kraju pokrywają góry i dżunge, a ponad 7 milionów mieszkańców zamieszkuje tereny wiejskie!
Jeśli więc oczekujemy duże dawki emocji albo nie chcemy rezygnować z komfortu, może być lepiej odpuścić sobie spływ slowboatem. Jeśli jednak jesteśmy gotowi na wielogodzinną podróż i powolne odkrywanie kraju, warto spróbować.
Podczas przejazdu slowboatem nie oczekujmy jednak wielu przedstawicieli lokalnej społeczności. Na naszej łódce zdecydowaną większość podróżnych stanowili Europejczycy i Amerykanie. Choć po drodze wsiadali lub podrzucali jakiś ładunek do przewiezienia lokalsi, czuliśmy się trochę jak na wycieczce zorganizowanej.
Praktyczne wskazówki
- Bilet na slowboat możemy kupić w wielu miejscach w Ban Houayxay lub Luang Prabang. Oficjalna cena w porcie za dwudniową przeprawę wynosi 400 tysięcy kipów (w Luang Prabang jest o 10 tysięcy kipów niższa). W mieście możemy zakupić bilety od pośredników (np. w sklepach lub guesthousach), którzy, za niewielką prowizję, przewiozą nas do portu.
- Warto wziąć ze sobą prowiant na łódkę i coś do czytania/słuchania – podróż trwa wiele godzin, więc możemy zgłodnieć. Choć na łodzi można się zaopatrzyć w jakieś przekąski i wodę, jest na niej nieco drożej niż na lądzie. Na trasie przez długi czas nie ma zasięgu.
- Choć jest możliwość szukania noclegu w Pak Beng na miejscu, polecam zrobić rezerwację wcześniej (wiele miejsc może być już zarezerwowanych w dniu, w którym przypłyniemy). My spędziliśmy noc w budżetowym Pakbeng Guesthause zlokalizowanym tuż przy porcie i nie mamy na co narzekać.
- Jeśli zależy nam na komforcie, ale nie chcemy rezygnować ze spływu Mekongiem możemy kupić bilet na bardziej luksusową łódź, na której jest znacznie więcej przestrzeni (jest też odpowiednio droższa). Jest też możliwość przejazdu tej trasy autobusem – mimo niewielkiej odległości trwa to jednak około 11 godzin (istnieje możliwość zakupu biletu na sleeping busa).
- Jeśli zależy Ci na większym spokoju i ciszy, zajmij miejsce z przodu łodzi – hałas od silnika jest zdecydowanie mniejszy. Pasażerowie zaczynają zjeżdżać się około godziny 8.30 – im wcześniej będziesz, tym lepsze miejsce zajmiesz (szczególnie drugiego dnia).
- Nie ociągaj się z opuszczaniem łodzi w Luang Prabeng – nie musisz być pierwszy, ale raczej lepiej nie zostawać na samym końcu. Przejazd do miasta kosztuje 40 tysięcy kipów, jeśli przemieszczasz się pojazdem grupowym, w którym zazwyczaj jest 15 osób.
- Jeśli jedziesz w kierunku przeciwnym, z Luang Prabeng do Bon Houayxay, weź pod uwagę, że podróż może być nieco dłuższa – łódź płynie pod prąd.